Powered By Blogger

piątek, 15 czerwca 2012

Dziękuję Wam ♥

Dziękuję Wam za wszystkie opinie. Są one dla mnie bardzo ważne, pewnie nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Staram się pracować nad wszystkimi błędami, które popełniam i udoskonalać wszystkie następne imaginy, bo na pewno się pojawią. Każdy komentarz biorę do serca. Wiem, że większość ludzi czytających te wypociny olewa to, że jeden nawet bardzo krótki komentarz sprawia, że jestem szczęśliwa i mam motywację do dalszego pisana. Wiem to po sobie, że często mi też się nie chce komentować i myślę sobie "Co tam, nie skomentuje, nic się nie stanie. Przecież to tylko jeden komentarz." Ale to aż jeden komentarz. Ja Was do niczego nie namawiam. Jak będziecie mieli ochotę (nie tylko mój blog) to będziecie komentować, jeśli nie będziecie chcieli to nie będziecie komentowali. To Wasza decyzja. Tylko wcześniej zastanówcie się ile to może spowodować radości u drugiego człowieka. Mam nadzieję, że jesteśmy jedną wielką rodziną i możemy na siebie liczyć. Następny imagin pojawi się za kilka dni. Pozdrawiam i dziękuję za uwagę :) ♥ xx

niedziela, 3 czerwca 2012

Imagin z Harrym

 DO CZYTANIA WŁĄCZCIE TĄ MELODIĘ





  Znałaś się z Harrym od dziecka. Uczyliście się w tej samej szkole, chodziliście do tej samej klasy. To z nim uwielbiałaś spędzać każdą wolną chwilę kiedy byliście jeszcze dziećmi. Traktowałaś go jak przyjaciela, a nawet jak brata. To z nim mogłaś się pośmiać, powygłupiać. Mówiliście sobie wszystko, nie mieliście przed sobą żadnych tajemnic. Kiedy płakałaś, on płakał z tobą. Kiedy się śmiałaś, on śmiał się z tobą. To on zawsze bronił cię przed złem. Mogłaś robić z nim dosłownie wszystko i nigdy się sobą nie nudziliście. On lubił bawić się twoimi włosy kiedy leżałaś mu na kolanach. Tak było do czasu. Do czasu kiedy Harry nagle zerwał z tobą kontakt i nigdy już się nie odezwał. Wiele razy dzwoniłaś, nie odbierał. Po jakimś czasie nawet zmienił numer. Potem się wyprowadził. Od tamtego czasu już nigdy go nie widziałaś. To już cztery lata. To właśnie dokładnie cztery lata temu o tej samej porze zerwał z tobą kontakt. To były najgorsze cztery lata w twoim życiu. Zawsze kiedy o tym myślałaś kręciła ci się łza w oku. Codziennie przypominało ci się jak mówił "Zostaniemy przyjaciółmi do końca życia" , "Nigdy Cię nie opuszczę, zawsze będę Cię traktował jak swoją siostrzyczkę, bronił przed krzywdą". Nie mogłaś zapomnieć tego słodkiego uśmieszku kiedy to mówił. To przez niego płakałaś każdej nocy jak głupia, bo miałaś nadzieję, że wróci. Ale tak się nie stało. Nigdy nie wrócił. Nie miałaś pojęcia co się z nim teraz dzieje, gdzie mieszka. Martwiłaś się mimo wszystko. Po głowie krążyły ci myśli "Czy jest zdrowy? Czy jest szczęśliwy? Czy tak łatwo zapomniał o naszej przyjaźni? Czy nic mu nie jest?" Bałaś się o niego. Normalna dziewczyna już dawno by zapomniała, ale nie ty. Ty nigdy nie zapomnisz. Nie zapomnisz tego uśmiechu, pięknych zielonych oczu, ślicznych loczków. Nie zapomnisz też tego jaki był opiekuńczy i odpowiedzialny. Jak się o ciebie troszczył. Od zawsze byłaś przekonana, że jego dziewczyna będzie najszczęśliwszą na tej planecie. Teraz masz osiemnaście lat, jesteś bardziej dojrzalsza. Wtedy miałaś czternaście. Dużo się zmieniłaś, wątpiłaś, że on mógłby cię rozpoznać na ulicy, zresztą byłaś pewna, że nigdy nie chciałby cię rozpoznać. Twoje życie już dawno straciło sens.
    Pewnego dnia dostałaś list. Otworzyłaś go i zaczęłaś czytać. " Spotkajmy się jutro o godzinie 12:00 w parku wild pigs. " Nie miałaś pojęcia od kogo to. Ale mogłaś się domyślać, bo tylko ty i Harry nazywaliście ten park 'parkiem dzikich świń'. Nie wiedziałaś co masz o tym myśleć. " On tak po porostu po tylu latach chce się ze mną spotkać? Jakby nigdy nic? Po tym wszystkim co mi zrobił?" Nie chciałaś iść, ale twoja mama cię przekonała. Powiedziała, żebyś dała mu szansę.
    Szłaś po parku. Zero żywej duszy. Tylko ty i niewyraźne rysy sylwetki na końcu parku. Powoli zbliżałaś się do tajemniczej osoby. Kiedy byłaś już 100 metrów od mężczyzny ten odwrócił się. Zaczął biec w twoją stronę. Wiedziałaś, że to Harry. Tej sylwetki nie dało sie zapomnieć. Po policzku zaczęły płynąć łzy. Także zaczęłaś biec w jego stronę. Kiedy zetknęliście się ze sobą złapał cię w pasie i podniósł. Widziałaś jego zapłakaną twarz. Mocno go przytuliłaś. Tak jak za dawnych dobrych czasów. Wreszcie mogłaś poczuć jego ciało przy swoim. Pachniał tak samo jak wtedy, cztery lata temu. Pamiętałaś to tak dokładnie, jakbyś czuła to wczoraj. Po dobrych pięciu minutach oderwaliście się od siebie. Wtedy po raz pierwszy od tak długiego czasu czułaś jego spojrzenie. Patrzył ci się głęboko w oczy. Widziałaś jak łzy lecą mu po policzku. Nawet nie było słowa wyjaśnienia, a już czułaś jakbyś znowu go odzyskała. Otarłaś łzy z policzków przyjaciela. Staliście w siebie wtuleni. Była to najpiękniejsza chwila w twoim życiu. Czułaś jak jego serce bije przy twoim. W końcu zaczął:
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, zachowasz coś w tajemnicy?
- Jasne.
- Jestem zakochany w mojej BFF, powinienem jej powiedzieć?

piątek, 1 czerwca 2012

Imagin z Niallerem

DLA NASTROJU WŁĄCZCIE TĄ PIOSENKĘ JAK SIĘ SKOŃCZY TO ODTWÓRZCIE JESZCZE RAZ.



Zawsze bałaś się, że go stracisz, że stracisz najważniejszą osobę w swoim życiu. Że odejdzie, zostawi cię bez słowa, tak po prostu - już go przy tobie nie będzie.
    Od pewnego czasu coś się zmieniło w Niall'u. Już nie jest taki jak kiedyś. Już tak często nie mówi ci "Kocham", coraz mniej czasu spędza w domu. Wychodzi nad ranem, wraca wieczorem. Czułaś jakbyś była z obcą osobą. To nie to samo. Już mnie tak bardzo nie kocha? Znudziłam mu się? Znalazł sobie inną dziewczynę? - miałaś najgorsze myśli. To już nie jest ten sam Horanek, którego poznałaś dwa lata temu. Miły, opiekuńczy, każdą wolną chwilę chciał spędzać z tobą. A teraz co? Coraz częściej chodzi z naburmuszoną miną, zabiegany, unikający kontaktu. Zero jego wyznań... Coś się w nim zmieniło...
    Przyszedł dzień, którego tak bardzo się bałaś. Niall wrócił z pracy. Szybko do niego podbiegłaś i go mocno przytuliłaś. Tęskniłaś za jego obecnością, za ciepłem jego ciała, zapachem jego perfum. On tylko cię odepchnął i powiedział:
- Wiesz, mam cię dość. - powiedział zdenerwowany. Ty tylko stałaś w milczeniu. Nie wierzyłaś w to co mówił. Po twoim policzku poleciały łzy. Od razu sobie przypomniałaś jak się poznaliście, jak mówił, że cię kocha i nigdy nie opuści, że zostaniecie razem do końca życia. Wierzyłaś mu, byłaś naiwna.
- Co się stało, skarbie? - mówiłaś zapłakana.
- Pokochałem inną dziewczynę. - powiedział jakby nigdy nic i wybiegł z domu. Nie zdawał sobie sprawy, że tobie właśnie wbił nóż w serce. Tak, twoje objawy się spełniły. Zostałaś sama, bez sensu swojego życia. Położyłaś się na łóżku. Rozmyślałaś o tym wszystkim co się stało. Nie mogłaś w to uwierzyć. Byłaś ciekawa czy tej dziewczynie też obiecuje, że jest tą jedyną. Zrobiło ci się, żal tych wszystkich lat, które ze sobą spędziliście. Czy on naprawdę tak swobodnie wymazał wszystkie swoje wspomnienia z nami? - myślałaś.
    Poszłaś na skarpę. Było to twoje jedno z ulubionych miejsc. Tam mogłaś się wyciszyć, zrelaksować, poukładać wszystkie swoje myśli. Przyrzekałaś, że już nigdy, nikomu nie dasz się tak zranić.
     Następnego dnia ujrzałaś go uśmiechniętego z tą dziewczyną. Zaśmiałaś się. Wszystkie wspomnienia szybko wróciły. Napłynęły ci łzy do oczu. Mogłabyś teraz być na jej miejscu. Nienawidziłaś jej. Odebrała ci jedyny sens w życiu, największy skarb. Wróciłaś do domu. Na kartce napisałaś "Dziękuję za najpiękniejsze chwile w moim życiu. Dzięki Wam nauczyłam się kochać i cieszyć się każdym dniem - największym darem jaki dostałam. Ale odchodzę do lepszego świata. Kocham Was ~ [t.i.]." Sięgnęłaś do szafki z lekarstwami. Wzięłaś wszystkie tabletki i uciekłaś trzaskając drzwiami. Chciałaś umrzeć w miejscu gdzie kiedyś z nim byłaś. Poszłaś na skarpę. Nie wierzyłaś własnym oczom. Słyszałaś jego piękne wyznania. Byłaś blisko śmierci. Mówił "Jej naprawdę nigdy nie kochałem. To na ciebie jedyną całe życie czekałem". Tak mocno zabolały cię te słowa. Upadłaś na ziemię, nie wiedziałaś co się dzieje. Wyrzucałaś sobie całą nienawiść. Wierzyłaś gdy mówił "To musi być miłość". Otworzyłaś oczy. To była ta sama dziewczyna co odebrała ci ukochanego. "Suka" to jedyne co zdążyłaś pomyśleć. Zerwałaś się i zaczęłaś biec przed siebie. Krzyczałaś "Nienawidzę cię! Nie wybaczę ci tego! Zabrałaś mi wszystko, zabrałaś mój świ..." Więcej nie zdołałaś wykrzyczeć. Wyjęłaś tabletki. Łykałaś jedną po drugiej. Powiedziałaś po cichu "Boże wiesz jakie jest moje marzenie...". Poczułaś się senna. Co chwilę upadałaś. Zobaczyłaś przed sobą tego, któremu cała się oddałaś. Mówiłaś "Nie dotykaj mnie, nigdy więcej". Oczy ci się przymykały. "Nigdy mnie nie kochałeś, dawałeś mi tylko zbędne nadzieje". Mówiłaś coraz ciszej i wolniej. "Moje życie się właśnie kończy, ale i tak wciąż będę cię kochała i patrzyła, z góry mimo, że mnie skrzywdziłeś. Nie zapomnij mnie". Po twoim wyznaniu Niall'owi zaczęły płynąć łzy. Powoli odchodziłaś. Czekałaś na chwilę, w której przestanie bić twoje serce. Horan zaczął z siebie wyrzucać, że to przez niego. Był niespokojny. Nie wiedział co ma zrobić. Tobie serce bić przestało, a ciało opadło. Nialler gdy to ujrzał rozpędził się, i skacząc ze skarpy krzyknął "Kocham Cię!". A z twojego martwego ciała po policzku ostatnia łza poleciała.

________________________________
Mam nadzieję, że się Wam spodoba. To mój pierwszy imagin, więc nie oceniajcie surowo :) xx

poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział II

Na odprawie spędziłam około godzinę, bo facet przede mną miał jakieś komplikacje. Ale nie zważając na to większej uwagi chciałam to załaatwić jak najszybciej. Po odprawie poszłam usiąć na krzesło. Przejrzałam jeszcze raz wszystkie dokumenty. Najprawdobodobnie wszystko miałam, ale znając moje szczęście zapewne czegoś zapomniałam. 'Trudno. Co ma być to będzie' powiedziałam po cichu. Poszłam do bufetu. Byłam już trochę głodna, więc postanowiłam do jedzenia kupić hamburgera, a do picia nestea. Akurat zdążyłam zjeść kiedy usłyszałam, że mój lot ustawić ma się w kolejce do wyjścia. Zrobiłam tak nie spiesząc się. Kiedy przyszła moja kolej pokazałam swój bilet. Pani go oblukała i dała pieczątkę. Mogłam iść w stronę samolotu. Kiedy już wchodziłam stewardesa mnie przywitała gorącym 'Hello'. Odpowiedziałam nieśmiałe 'Hi', ponieważ nie znałam dobrej wymowy angielskich słowek. Orłem z angieskiego to ja nie byłam. Tym bardziej, że poziom tego języka w polskich szkołach jest bardzo niski, a na dodatkowe lekcje nie było mnie stać. Latać się nie bałam, bardziej bałam się tego jak przywitać się z ojcem, co mówić i w ogóle jak się zachowywać. Steve nie był złym ojcem. Z tego co wiem zawsze się o mnie martwił i troszczył lecz nie miał zbytnio podejścia. Usiadłam na swoim miejscu. Jak zwykle miałam tego pecha, że musiałam siedzieć przy skrzydle. 'Oh nie. Znowu nic nie będzie widać' pomyślałam. No trudno, takie już moje szczęście. Nigdy nie miałam szczęścia w życiu. Sami mogliście się już o tym przekonać. Mogłabym wymieniać cały dzień... rozstanie rodziców, później rozstanie z matką, którą kocham na życie. Tak samo potem niezbyt ciekawe rozstanie, pożegnanie na całe życie z najlepszym chłopakiem jakiego mogłam sobie wyobrazić. Wszystko przyprawiało mnie o łzy. Nigdy nie chciałam się rozstawać z chłopakiem, nie wiedziałam, że to takie ciężkie. Ale nie można się przejmować tym co było kiedyś. Najważniejsza jest teraźniejszość. Nigdy nie planowałam przyszłości. Nie wiadomo co może się podrodze wydażyć. Zawsze żyję pełnią życie i cieszę się każdym dniem, ponieważ dostałam najcenniejszy i najpiękniejszy dar w swoim życiu. Nie ważne jak się będzie układało. Trzeba się cieszyć z najmniejszych rzeczy, bo zawsze może być tylko gorzej. I nigdy nie ogladać się za siebie, tylko iść na przód. Tego nauczyło mnie życie. Wznosiliśmy się już w obłokach. Niebo w naszym kraju nie było najpiękniejsze. Szare bure chmury i deszcz. W UK nie jest lepiej, ale miałam nadzieję, że chociaż tam zaświeci odrobina słońca. Nienawidziałam zimna. Kiedy opuszczaliśmy nasz kraj poleciały mi łzy. Nigdy nie spodziewałm się, że moje życie się tak potoczy. Że będę musiała opuścić moją ojczyznę, którą zawsze broniłam i bronić będę. To tu miałam najlepszych przyjaciół, rodzinę, chłopaka, znajmoych, dzięki, którym nudny dzień w szkole stawał się świetną zabawą. I właśnie tak zapamiętaam ten kraj. Mój dom. Gdzie zawsze znajdę pomoc i pocieszenie. Włożyłam słuchawki do uszu. Leciała moja ulubiona piosenka. Od razu chumor mi się poprawił. Nim się obejrzałam już lądowaliśmy. Lot był przyjemny, na szczęście nic się nie stało. Lecieliśmy około półtorej godziny. Między czasie zdażyłam się zdrzemnąć, bo byłam bardzo zmęczona. Trochę też myślałam na tym co powiem tacie, gdy go zobaczę. I nic nie wymyśliłam. To było naprawdę ciężkie. Nie widzieć kogoś tak bliskiego kilka lat. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Mniejsza z tym, jakoś musi się ułożyć. Kilka dni i oswoimy się naszym towarzystwem. Może będziemy się dogadywać? Może nie tylko podobny wygląd nas łączy? Mam taką nadzieję. Wyszłam z samolotu. Poszłam na lotnisko. Odebrałam swój bagaż. A właściwie to trzy walizki. Trochę rzeczy miałam. Nie mogłam zostawić ich w Polsce, bo przyjadę tam dopiero za pół roku. O ile w ogóle się uda. Wyszłam przed budynek lotniska. Nie miałam pojęcia gdzie jest mój ojciec. Pamiętam tylko, jak ostatnio byłam tu na wakacjach, że kolor auta to ciemny granat. Ale było tutaj pełno takich samochodów. I nie wiadomo jeszcze czy tata nie zmienił swojego pojazdu. Usłyszałam męski głos za swoimi plecami.
- Iza! Tutaj jestem! - tak, to był mój ojciec. Odwróciłam się. Stał 10 metrów za mną.
- hmmm... - pomyślałam tylko i podeszłam do niego.
- Bella, jak dobrze cię widzieć! - przytulił mnie mocno do siebie.
- Ja też tęskniłam.. - powiedziałam sarkastycznie, bo tak nie było. Fakt brakowało mi ojca, ale nie mogłam wybaczyć tego co nam zrobił.
- Chodź do auta. Do domu mamy jakieś 8 km. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Ja tylko odwzajemniałam uśmiech.
Kiedy weszliśmy do samochodu zaczęło się tysiąc pytań do... Nienawidziłam jak ktoś mnie tak wypytuje.
- Jak tam lot? Co u ciebie? - pytał.
- Dobrze. - odpowiedziałam nieśmiało.
- Ah, moja Bella. Cały czas taka sama. Nieśmiała, spokojna. Nie martw się, ja nie gryzę opowiadaj śmiało. Masz chłopaka? - miał ten sam błysk w oku co ja każdego dnia.
- Nie. - łza zakręciła mi się w oku. - A ty kogoś masz? - tym razem ja spytałam. Nie mogłam być gorsza.
- Nie. - odpowiedział to samo.
Słyszałam, że załatwiłeś mi lekcje z angielskiego, tak? - mówiłam przekonanym głosem.
- Tak, tak. Beziesz chodziła trzy razy w tygodniu po dwie godziny. Znalazłem świetnego korepetytora. Na pewno Ci się spodoba. - mówił przekonującym głosem.
- Ta jasne. Aż tyle godzin?! - fakt, angielski był mi bardzo potrzebny do komunikacji, ale aż 6h w tygodniu?
- Niestety, musisz szybko nauczyć się angielskiego, bo inaczej sobie nie poradzisz.
- Wiem tato. Będę musiała przetrwać te pare miesięcy, bo mój angieslki jest naprawdę na niskim poziomie.
- Nie martw się. Szybko się nauczysz. Angieslki nie jest taki trudny. - pocieszył mnie, chociaż mi wcale nie było do uśmiechu.
Dojechaliśmy na miejsce. Tata mieszkał w domu jedno rodzinnym. U góry był mój pokój i łazienka, a na dole salon, kichnia i sypialnia ojca. Weszłam do swojego pokoju. 'Nic sie tu nie zmieniło' - powiedziałam sama do siebie. Te same ściany, meble, firanki. Nawet pościel ta sama.
- Wyprałem tą pościel przed twoim przyjazdem, nie mart się, nie jest brudna. - powiedział ze sarkazem w głosie.
- No ja myślę. - uśmiechnęłam się.
Wypakowałam swoje rzeczy do szafy. Pachniała tak samo jak dwa lata temu. Poszłam do łazienki i ogarnęłam się po locie. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, wytuszowałam rzęsy. Ubrałam krótkie, dżinsowe szorty, biały t-shirt ze śmiesznym nadrukiem i mające swoje lata (bynajmniej tak wyglądały) czarne, krótkie converse, które wysłał mi ojciec rok temu na urodziny. Zrobiłam niedbałego koka i zeszłam do salonu. Napisałam do mamy, że jestem już na miejscu i że bardzo ją kocham. Pogadałam z tatą. Wspominał coś, że pierwszą lekcję mam już dzisiaj, bo szkołe zaczynałam dopiero za tydzień,a przed pujściem do niej musiałam znać chociaż podstawy, które już zapomniałam. Więc lekcje miałam w poniedziałki, środy i piątki po szkole o godzinie 15:30. Teraz była 15. Tata powiedzł, żebym wzięła jakiś zeszyt i coś do pisania, a on będzie czekał w samochodzie. Więc poszłam na góre po rzeczy. Wzięłam jeszcze telefon. Przed wyjście spojrzałam jeszcze w lustro. Stresowałam się choć sama nie wiem czego. Za pewne to jakiś starszy gość, który zna perfect angielski. Wywniąskowałam to z tego co opowiadał ojciec. Weszłam do samochodu. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Musiałam jeszcze podejść 500 metrów sama, bo droga była nie przejezdna. Na szczęście wiedziałam gdzie iść, bo byłam tu dwa lata temu nie raz. Rozmyślałam o tym jaki może być mój korepetytor. 'Zapewne jakiś nudziarz. Oh to będzie udręka' te myśli nie mogły wyjść z mojej głowy. Weszłam do budynku. Korepetycje miałam na sali tanecznej (WTF?) Weszłam tam. Mojego korepetytotra jeszcze nie było, więc usiadłam na ławce i zaczęłam strzelać głupie miny do lustra. Nim zauważyłam to facet, który miał mnie uczyć był juz na sali. Widział wszystkie głupie rzeczy, które robiłam.
- Emmm, cześć. - przywitał się.
- Hi. - to jedyne co potrafiłam wymawiać. Myliłam się, nie było to żaden stary gościu, a zwyczajny młody chłopak. Brzydki nie był, wręcz przeciwnie. Zielono oka piękoność w loczkach z uroczymi dołeczkami, kiedy się uśmiechał.
- Jestem Harry. - banan z twarzy mu nie schodził. (oczywiście mówił po angielsku)
-  Bella. - usmiechnęłam się.


Macie pięknego Zayn'a ♥ :



piątek, 30 marca 2012

Rozdział I

Na imię mam Izabella. Znajomi mówią do mnie Bella, nie przeszkadza mi to. Jak byłam mała nie cierpiałam tego imienia. Ale od pewnego czasu bardzo je lubię, przypadło mi go gustu. Dobra, nie rozpisujmy się na temat mojego imienia. Przejdźmy do rzeczy. Mieszkam w małym miasteczku pod Warszawą. Piękna okolica, dużo zieleni, mnóstwo parków... raj na Ziemi. Zawsze lubiłam chwalić się w jak cudownym mieście mieszkam. Właśnie, LUBIŁAM. Od kilku dni musiałam żyć ze świadomością, że muszę się stąd wyprowadzić. A co najgorsze, zostawić chłopaka i matke. Rodzice rozwiedli się kiedy miałam trzy latka. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam, nawet nie pamiętam tego zdarzenia lecz mimo tego, miałam bardzo ciężkie dzieciństwo. Wyprowadzam się do ojca. Mieszka w Wielkiej Brytanii. Wyprowadził się tam od razu po rozwodzie z mamą. Ostatnio widziałam go chyba jakieś dwa lata temu. Nie miałam z nim dobrych kontaktów, kontaktowaliśmy się może z dwa, trzy razy na miesiąc, i do tego przez głupiego sms'a typu "Co słychać?". Na tym kończyła się cała komunikacja. Zastanawiacie się więc pewnie, dlaczego się do niego wyprowadzam? Zostałam zmuszona. Ale nie dlatego, że mama już mnie nie chce. Po prostu nie stać jej aby mnie utrzymywała. Nigdy nie starczało jej pieniędzy na potrzebne wydatki. Na szkołe płaciła z zasiłku. Jedzenie, ubrania, kosmetyki... wszystko staję się coraz droższe. I tak sam fakt, że miałyśmy gdzie mieszkać. Ojciec na alimenty dawał tylko 500 zł miesięcznie. Mógłby dawać więcej, stać go na to. Ale po co zapewnić dobrą przyszłość swojej jedynej córeczce? Zgodziłam się na tą przeprowadzkę tylko po to, aby mojej mamie żyło się lepiej. Wiem, nie jest to idealne rozwiązanie, ale tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. Nie myślcie sobie, że tak łatwo będzie mi opuścić swoją rodzną matkę na taki długi czas. Na pewno będę bardzo tęsknić, codziennie o niej myśleć i płakać kiedy o niej wspomnę. Ona na pewno tak samo. Ale takie jest życie, z tym się trzeba pogodzić. Nikt nie mówił, że życie będzie proste, że wyjdziemy gładko z każdej sytuacji, że wszystko da się pogodzić. Niestety tak nie jest. Przykro mi, że nie możemy razem mieszkać i tworzyć pełnej rodziny, ale to co się stało już się nie odstanie. Mama ma nowego faceta, z którym jest szczęśliwa. Nie wiem jak z tatą. Być może też kogoś ma. Jedynie z jego znajomych znam tylko Garega - jego przyjaciela. O reszcie nigdy nie miałam okazji słyszeć. Najgorsza będzie rozłąka z moim chłopakiem. Wiem, że związek na odległość nie ma szans. Tłumaczyłam Marcinowi to wiele razy, ale mówił, że bardzo mnie kocha i nigdy w życiu nie opuści. Wierzyłam mu, ale ja też chciałam ułożyć sobie życie. A takie widywanie się raz na kilka miesięcy na pewno nie wróżyło udanego związku. Co z tego, że widzielibyśmy się codziennie na skype? To nie to samo. Nie możesz sie przytulić, poczuć tych silnych ramion, które zawsze Cię tuliły, kiedy tego potrzebowałaś. Nie będzie już tak samo. Nie będzie tej bliskości, czułości. Gdzie w tym wszystkim pocałunki na powitanie? Gdzie te wszystkie urocze chwile, którem mieliśmy razem przeżyć? Co, mają być przed komputerem? Nie wyobrażam sobie tego. Nie chciałam go ranić. Kochałam go najbardziej na świecie. Pierwszy raz czułam coś tak silnego. Było to dla mnie ciężkie. Co miałam zrobić? Dać mu kosza? Powiedzieć, że więcej nie możemy się spotykać? Że to koniec? Nie potrafiłabym ranić jednocześnie jego i siebie. Dlatego postanowiłam dać nam szansę, ponieważ zależało mi na nim. Nie chciałam go w tak łatwy sposób tracić. Wiem, że to z mojej winy musieliśmy się rozstawać, ale nie przeżyłabym tego.
Zbliżał się dzień wylotu. 'To już jutro' pomyślałam budząc się rano. Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić z moim chłopakiem. Był to nasz ostatni dzień. Ostatni dzień przed taką długo rozłąką. Na ponad pół roku. Nie cieszyła mnie ta wiadomość. Wstałam wcześniej, żeby nie tracić tego dnia. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby. Nie malowałam się. Miałam 16 lat, ale nie byłam malowaną dziunią jak większość dziewczyn w moim wieku. Stawiałam na naturalność. Właśnie to we mnie kochał najbardziej mój chłopak. Jedyne co nakładałam to tusz do rzęs. Rozpuściłam włosy. Nie były one najdłuższe, ale krótkie tez nie były. Miały odcień ciemnego brązu. Nigdy nie farbowałam swoich włosów i nie zamierzałam. Podobał mi się kolor taki jaki miałam. Cera w kolorze porcelany, wpadające w czarny odcień, duże oczy i szerokie wargi ust. Ja się sobie nie podobałam, ale wszyscy twierdzili, że jestem ładna. Marcin wciąż powtarzał, że piękniejszej dziewczyny w życiu nie wiedział. Na co ja zawsze odpowiadałam śmiechem. W końcu każdy chłopak mówi tak do swojej dziewczyny. Ja nigdy tak o sobie nie sądziłam i sądzić nie zamierzałam.
Kiedy wyszłam z domu od razu powędrowałam do mieszkania chłopaka. Przywitałam jego mamę, bo otworzyła mi drzwi. Bardzo dobrze się dogadywałyśmy, ona traktowała nie jak swoją synową. A ja ją jak teściową. Znałyśmy sie od trzech lat, bo tyle byłam już z Marcinem. Często przesiadywałam u niego i czasami nocowałam, więc zdąrzyłyśmy się do siebie bardzo przyzwyczaić. Ja nie wyobrażałam sobie innej teściowej w przyszłości tak samo ona synowej. Przykro jej było, że się wyprowadzam. Z tego co wiem, to ona także mówiła Marcinowi, że nasz związek nie ma szans, chociaż bardzo nas dopingowała. I wierzyła, że nam się uda.
- Marcin w swoim pokoju? - zapytałam. Niestety dzisiaj nie miałam uśmiechu na twarzy, a pani Ewa (bo tak miała na imię jego mama) nawet nie wypytywała o co chodzi.
- Tak, proszę idź do niego. - uśmiechnęłam się tylko, chociaż było widać, że jest to wymuszany zaciesz.
Kiedy byłam przed drzwiami, wzięłam tylko głęboki oddech i zapukałam.
- Cześć! - odparłam wchodząc.
- Witaj skarbie. - podbiegł do mnie i mnie mocno przytulił.
- Bardzo się za Tobą stęskniłam. - wymusiłam słowa przez łzy, które wpływały mi do oczu. Miałam bardzo zachrypnięty głos. Chyba od tego, że całymi nocami płakałam, a poźniej bolało mnie gardło.
- Ja za Tobą bardziej kochanie, misiaczku mój najukochańszy. Nawet nie wiesz jak. - mu też poleciały łzy.
- Kocham Cię bardzo, pamiętaj. I zawsze będę kochać. Mimo wszystko. Zapamiętaj dobrze? - rozkleiłam się na amen.
- Dobrze kochanie. Dla Ciebie wszystko. Ty też to zapamiętaj skarbie. - posmutnieliśmy oboje.
Kiedy szłam do jego domu, przemyślałam to wszystko jeszcze raz. I chyba, najlepszym rozwiązaniem było, żeby się pożegnać.
- Myślałam nad tym dużo.
- Bells, wszystko się ułoży, zobaczysz. Będziemy codzienne ze sobą rozmawiać, pisać smsy, jak będę miał wolne to przlecę do Ciebie. Naprawdę będzie dobrze, spróbujmy, proszę. - jego głos był bardzo przekonujący. Nigdy nie mogłam mu się oprzeć, ale teraz nie mogłam dać się uwieść.
- Jak się rozstaniemy będzie nam o wiele łatwiej. Ty sobie ułożysz życie na nowo. Znajdziesz inną dziewczyne, utworzycie wspaniały związek. Taki na odległość nie ma szans - szlochałam.
- Ale ja nie chcę innej dziewczyny. Pragnę Cię od kiedy się poznaliśmy. Nie chcę Cię stracić, zrozum. - mówił z taki smutnym głosem, jakiego nigdy do tąd nie słyszałam.
- Ja też Cię nie chcę stracić, ale to nie ma sensu. Jak to sobie wyobrażasz? Przez ponad pół roku nie zobaczymy się na żywo. A jeśli ja przyjadę, to tylko na parę dni. A co dalej? Chcesz tak zakładać rodzinę? To naprawdę nie ma sensu, uwierz. - nie mogłam opanować łez kiedy to mowiłam.
- Wiesz, chyba masz rację. Najlepiej będzie, jeśli to będzie nasze ostatnie spotkanie. Nie będę mógł żyć z myślą, że jesteś tak daleko ode mnie. Lepiej będzie jeśli zakonczymy ten związek, raz na zawsze. - kiedy to mowił, bardzo mnie to zabolało. Nie wyobrażałam sobie, że może takie coś powiedzieć, a z drugiej strony sama oczekiwałam takiej odpowiedzi. Zaczęłam głośniej płakać. Nie mogłam tego powstrzymać.
- Żegnaj. - powiedział całujac mnie w czoło.
- Kocham Cię, kocham Cię, kocham Cię. - powtarzałam.
Chciałam już iść, ale on złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj. - powiedział stanowczo.
- Tak?
- Proszę Cię, tylko nie rób żadnych głupstw.
- Obiecuję. - wciąż leciały mi łzy.
- Nigdy o Tobie nie zapomnę. - powiedział tylko.
Nic już nie odpowiedziałam tylko wybiegłam. Nie chciałam, żeby nasze rozstanie trwało dłużej. Nie chciałam męczy, ani go ranić. Siebie też nie. Wróciłam do domu jeszcze przed obiadem. Mama wypytywała co się stało, ale ja nie miałam zamiaru odpowiadać. Czułam, że straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. I że ta osoba już nigdy nie wróci. Już nigdy nie poczuję tej męskości na swoim ciele, nie powącham tego cudownego ciała, które zawsze otaczało gdy byłam w potrzebie. A to wszystko przeze mnie. Przez moją głupotę. Jak mogłam go tak zranić? To pytanie mnie bardzo gnębiło. W milczeniu zjadałam obiad i poszłam do swojego pokoju. Próbowałam pakować swoje rzeczy do walizki, ale nie miałam siły. Płakałam tak bardzo, że w tamtym momencie najlepszym rozwiązaniem było by umrzeć. Jednak ja byłam bardzo silną psychicznie dziewczyną. Nie mogłam pozwolić odbierać sobie życia przez jakiegoś chłopaka. Mama przyszła i mi pomogła wszystko spakować. Byłam jej wdzięczna, bo sama bym tego nie zrobiła. Chwile pogadałyśmy, wszystko jej wyjaśniłam. Powiedziała, że dobrze zrobiłam i żeby się już tak nie martwiła, że wszystko się ułoży.
- Wylecisz do UK i tam na pewni znajdziesz innego chłopca. - próbowała pocieszyć mnie, chociaż coś jej nie wychodziło.
- Nie chcę na razie nowego związku. Mam wstręt. Muszę znowu przywyknąć do normalności.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. Będzie fajnie, szybko zapomnisz o Marcinie.
- Może i zapomnę, ale co ja będę robić u taty? Nie mam tam żadnych znajomych, mój angielski jest na poziomie gimnazjum. Co? Szkoła, nauka, dom. To będę moje wszystkie czynnośći, które będę tam wykonywać? Nie chcę tak.
- Pójdziesz do szkoły, zapoznasz nowych kolegów. Wszystko się ułoży. Na pewno. Musi. - pocieszała mnie wciąż lecz to nic nie pomagało.
- Ale nie znam angielskiego. Jak mam z nimi rozmawiać?
- Nauczysz się. Tata mowił, że wyśle Cię na kurs języka angielskiego.
- O, fajnie by było.
- Naprawdę będzie dobrze. - uściskała mnie i pocałowała w policzek.
- Mam nadzieję. - ścisnęłam ją jeszcze mocniej.
- Śpij dobrze kochanie, jutro ważny dzień.
- Dobranoc mamo. Kocham Cię.
- Ja ciebie też córeczko.
Nazajutrz obudziłam się o 6. Niestety tak szybko, bo lot miałam o 10. Lotnisko było 12 km ode mnie. Jechaliśmy do Warszawy, więc chociaż blisko na lotnisko. Ubrałam się wygodnie. Legginsy, trampki, zwiewny t-shirt i bluzę. Włosy uczesałam w kitka. Zresztą tak ja zawsze. Kiedy dotarliśmy na lotnisko pożegnałam się z mamą i jej facetem.
- No to cześć. - powiedziałam do męża mojej mamy.
- Trzymaj się tam. I daj znać jak będzie na miejscu. - pokiwał głową.
- Koniecznie. - uśmiechnęłam się.
- Córciu, uważaj na siebie. Codziennie dzwoń, o każdej prze dnia i nocy. Zawsze kiedy będziesz miała jakiś problem możesz na mnie liczyć. Kocham Cię bardzo. - poleciały jej łzy.
- Pamiętam mamo. Też Cię bardzo kocham. Będę tęsknić. - popłakałm się. Jak zwykle zresztą przy wzruszających momentach.
- Ja tak samo. No leć już, bo jeszcze nie zdążysz i dopiero będzie. - Jeszcze raz się do niej mocno przytuliłam.
- Do zobaczenia wkrótce! - powiedziałam na pożegnanie, a moja mama już się nie odezwała, bo znowu poleciały jej łzy.
'Ahh, pożegnania są trudne. Dlaczego muszą być takie bolesne?' pomyślałam wchodząc na odprawę.







Larry.